To był ten moment, kiedy poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
Przez lata starałam się być dla nich dobra – pomagałam przy świętach, dbałam o dom, wspierałam męża, Tomka, nawet wtedy, gdy miał trudności w pracy. Ale dla nich zawsze byłam tylko „tą obcą”, która przyszła po ich syna i – jak się okazało – po ich pieniądze.
Wróciłam do stołu z wymuszonym uśmiechem. Tomek spojrzał na mnie pytająco, ale nie chciałam robić sceny przy dzieciach. Siedzieliśmy w milczeniu, a ja czułam, jak w środku narasta we mnie burza. Po obiedzie zamknęłam się w łazience i pozwoliłam łzom płynąć. Czy naprawdę jestem dla nich tylko zagrożeniem? Czy przez te wszystkie lata nie zasłużyłam na odrobinę zaufania?
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, powiedziałam Tomkowi o tym, co usłyszałam. Zbladł. – Wiem, że mama i Anka mają swoje zdanie… Ale nie sądziłem, że aż tak… – powiedział cicho. – Kocham cię, Marto. Nie pozwolę im nas rozdzielić.
Ale to nie był koniec. Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa. – Marta, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno. Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu na Pradze. Siedziała wyprostowana przy stole, a jej spojrzenie było twarde jak stal.
– Wiesz dobrze, że Tomek jest jedynym synem. Ten dom to nasza rodzinna własność. Chcę mieć pewność, że nie zamierzasz go sobie przywłaszczyć – zaczęła bez ogródek.
– Pani Halino… Ja kocham Tomka. Nie zależy mi na waszym domu ani pieniądzach. Chcę tylko szczęścia naszej rodziny – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Tak mówią wszystkie – prychnęła. – Ale potem zostają same z połową majątku i śmieją się nam w twarz.
Wyszłam stamtąd roztrzęsiona. Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była coraz gorsza. Anka zaczęła podsycać plotki – że niby spotykam się z kimś innym, że planuję rozwód i chcę wyciągnąć od Tomka alimenty. Nawet sąsiadka z klatki zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie.
Tomek próbował rozmawiać z matką i siostrą, ale one były nieugięte. – Ona cię wykorzystuje! – krzyczała Anka podczas jednej z awantur. – Zobaczysz, zostaniesz z niczym!
Coraz częściej kłóciliśmy się z Tomkiem o drobiazgi. Był rozdarty między mną a rodziną. Pewnego wieczoru wrócił późno i powiedział: – Mama chce przepisać dom na Ankę. Żebyś nie miała do niego prawa.
Poczułam się zdradzona. Przecież to był dom Tomka! Nasze dzieci miały tam swoje pokoje, bawiły się w ogrodzie… A teraz miałam być wymazana z tej historii?
Zaczęłam mieć koszmary. Śniło mi się, że stoję przed zamkniętymi drzwiami domu teściowej i błagam o wpuszczenie dzieci do środka. Budziłam się zlana potem.
W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zapytała mnie nawet, czy wszystko w porządku. Nie chciałam opowiadać jej o rodzinnych dramatach, ale czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego dnia Tomek przyszedł do mnie z dokumentami do podpisu. – Mama chce, żebyśmy podpisali intercyzę – powiedział cicho.
– Po tylu latach małżeństwa? Po tym wszystkim? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Proszę cię… To tylko papierek… Dla świętego spokoju…
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przecież przysięgaliśmy sobie miłość i wsparcie na dobre i złe! Czy teraz miałam podpisać dokument, który mówiłby: „Nie ufamy sobie”?
– A ona myśli, że wszystko dostanie? – usłyszałam szept mojej teściowej, pani Haliny, kiedy przechodziłam obok kuchni podczas niedzielnego obiadu. Zamarłam z talerzem w ręku. W kuchni była jeszcze szwagierka, Anka. – Prędzej piekło zamarznie, niż pozwolę tej… – urwała, gdy zauważyła moją obecność.
To był ten moment, kiedy poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Przez lata starałam się być dla nich dobra – pomagałam przy świętach, dbałam o dom, wspierałam męża, Tomka, nawet wtedy, gdy miał trudności w pracy. Ale dla nich zawsze byłam tylko „tą obcą”, która przyszła po ich syna i – jak się okazało – po ich pieniądze.
Wróciłam do stołu z wymuszonym uśmiechem. Tomek spojrzał na mnie pytająco, ale nie chciałam robić sceny przy dzieciach. Siedzieliśmy w milczeniu, a ja czułam, jak w środku narasta we mnie burza. Po obiedzie zamknęłam się w łazience i pozwoliłam łzom płynąć. Czy naprawdę jestem dla nich tylko zagrożeniem? Czy przez te wszystkie lata nie zasłużyłam na odrobinę zaufania?
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, powiedziałam Tomkowi o tym, co usłyszałam. Zbladł. – Wiem, że mama i Anka mają swoje zdanie… Ale nie sądziłem, że aż tak… – powiedział cicho. – Kocham cię, Marto. Nie pozwolę im nas rozdzielić.
Ale to nie był koniec. Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa. – Marta, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno. Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu na Pradze. Siedziała wyprostowana przy stole, a jej spojrzenie było twarde jak stal.
– Wiesz dobrze, że Tomek jest jedynym synem. Ten dom to nasza rodzinna własność. Chcę mieć pewność, że nie zamierzasz go sobie przywłaszczyć – zaczęła bez ogródek.
– Pani Halino… Ja kocham Tomka. Nie zależy mi na waszym domu ani pieniądzach. Chcę tylko szczęścia naszej rodziny – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Tak mówią wszystkie – prychnęła. – Ale potem zostają same z połową majątku i śmieją się nam w twarz.
Wyszłam stamtąd roztrzęsiona. Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była coraz gorsza. Anka zaczęła podsycać plotki – że niby spotykam się z kimś innym, że planuję rozwód i chcę wyciągnąć od Tomka alimenty. Nawet sąsiadka z klatki zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie.
Tomek próbował rozmawiać z matką i siostrą, ale one były nieugięte. – Ona cię wykorzystuje! – krzyczała Anka podczas jednej z awantur. – Zobaczysz, zostaniesz z niczym!
Coraz częściej kłóciliśmy się z Tomkiem o drobiazgi. Był rozdarty między mną a rodziną. Pewnego wieczoru wrócił późno i powiedział: – Mama chce przepisać dom na Ankę. Żebyś nie miała do niego prawa.
Poczułam się zdradzona. Przecież to był dom Tomka! Nasze dzieci miały tam swoje pokoje, bawiły się w ogrodzie… A teraz miałam być wymazana z tej historii?
Zaczęłam mieć koszmary. Śniło mi się, że stoję przed zamkniętymi drzwiami domu teściowej i błagam o wpuszczenie dzieci do środka. Budziłam się zlana potem.
W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zapytała mnie nawet, czy wszystko w porządku. Nie chciałam opowiadać jej o rodzinnych dramatach, ale czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego dnia Tomek przyszedł do mnie z dokumentami do podpisu. – Mama chce, żebyśmy podpisali intercyzę – powiedział cicho.
– Po tylu latach małżeństwa? Po tym wszystkim? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Proszę cię… To tylko papierek… Dla świętego spokoju…
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przecież przysięgaliśmy sobie miłość i wsparcie na dobre i złe! Czy teraz miałam podpisać dokument, który mówiłby: „Nie ufamy sobie”?
Zadzwoniłam do mojej mamy. – Martuś, nie pozwól im siebie złamać – powiedziała stanowczo. – Jeśli Tomek cię kocha, stanie po twojej stronie.
Ale Tomek był coraz bardziej zagubiony. Jego matka dzwoniła codziennie, Anka przysyłała SMS-y z pogróżkami: „Jeszcze zobaczysz, jak to jest być nikim”.
W końcu nie wytrzymałam. Spakowałam siebie i dzieci i pojechałam do mojej mamy do Otwocka. Tomek zadzwonił dopiero po dwóch dniach.
– Marta… Wróć proszę… Nie mogę bez was żyć…
– A twoja mama? Twój dom? Twój spokój?
– To wszystko nic nie znaczy bez ciebie i dzieci…
Spotkaliśmy się w parku nad Świdrem. Tomek był blady i zmęczony.
– Podpisałem intercyzę… Ale tylko po to, żeby mama dała nam spokój… Dom przepisała na Ankę… Ale ja chcę budować nasze życie od nowa… Z tobą…
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam w jego oczach ból i żal, ale też miłość i determinację.
– Czy naprawdę musieliśmy stracić wszystko, żeby zrozumieć, co jest najważniejsze? – zapytałam cicho.
Wróciliśmy do siebie. Wynajęliśmy małe mieszkanie na Ursynowie. Było ciasno i skromnie, ale byliśmy razem. Teściowa przestała się odzywać. Anka próbowała jeszcze kilka razy nas szantażować emocjonalnie, ale Tomek postawił sprawę jasno: „Albo akceptujecie Martę i dzieci, albo nie ma nas dla was”.
Minął rok od tamtych wydarzeń. Czasem jeszcze boli mnie serce na myśl o tym wszystkim, co przeszliśmy. Ale wiem jedno: majątek można stracić w jeden dzień, ale prawdziwa miłość zostaje na zawsze.
Czy warto było walczyć o dom za cenę rodziny? Czy pieniądze naprawdę są ważniejsze niż szczęście naszych dzieci? Może ktoś z was zna podobne historie…